sobota, 19 maja 2012

Chapter #1


Has a unique taste of victory, 
and if you tried this at about the same you can not even feel a note of superiority...

Ja już nie śpię, ja oglądam powieki. Leniwie otworzyłam oczy i odruchowo spojrzałam na zegarek, 7:03. Osz ty! Nie zdążę się przygotować! Jak oparzona wyskoczyłam z łóżka, przy okazji przewracając się o leżącego koło niego psa. Pognałam do łazienki, umyłam zęby, rozczesałam włosy i lekko roztrzepałam palcami. Wybiegłam z pokoju, znów przewracając się o leżącą tym razem pod drzwiami łazienki Muffinę, ten pies mnie prześladuje! Założyłam szare dresy, białą bokserkę i fioletową, męską bluzę. Wygrzebałam z szafy duży, czarny plecak i wrzuciłam do niego moje krawieckie cudo, kask, perukę, męskie dżinsy, biały, również męski t-shirt, soczewki i bandaż, a spod materaca wyjęłam mój klucz do szczęścia. Wcisnęłam jeszcze telefon w kieszeń i zeszłam na dół.
-Skarbie, jest dopiero 7:15, od kiedy ci tak śpieszno do szkoły?- spytała mama kiedy weszłam do kuchni się z nimi pożegnać.
-To już nie można wyjść szybciej z domu pod wspływem emocji związanych z kolejnym cudownym dniem edukacji?- spytałam wycierając jabłko o spodnie.
-Emily, leć po termometr! Ona na pewno ma gorączkę!- panikowała mamu kładąc mi rękę na czole (tak dla ścisłości, do rodzicielki Emily mówię mama, a do Evelyn która jest tak jakby żeńskim odpowiednikiem taty mówię mamu, no tak dla rozróżnienia).
-Nic mi nie jest, jesteście nienormalne. Kocham was pa.- rzuciłam na odchodne. W przedpokoju założyłam tylko białe supry i wyszłam z domu. Wyjęłam telefon i spojrzałam na godzinę, równo 7:20. Puściłam się biegiem w stronę mojego celu, ale zbyt długo mój poranny w-f nie trwał, bo z wielką siłą się z kimś zderzyłam.
-Chyba mi właśnie szwy w czaszce puściły.- wymamrotałam sama do siebie, mocno ściskając powieki z bólu, który przeszywał tył mojej głowy ponieważ nieźle grzmotnęłam nią o chodnik.
-Przepraszam nie chciałem, pisałem smsa, nie zauważyłem cię, przepraszam.- zaczęła się tłumaczyć moja przeszkoda.
-Dobra, pomóż mi wstać i będziemy kwita.- powiedziałam wyciągając rękę do góry i wciąż nie otwierając oczu. Poczułam jak czyjaś silna dłoń chwyta moją i ciągnie mnie z łatwością do góry. Kiedy już byłam w pionie przetarłam dłonią bolący tył głowy i otworzyłam oczy.
-Craver? A tobie gdzie tak śpieszno? Bo raczej wątpię że do szkoły.- spytał stojący przede mną Ashton.
-A niby czemu miało by mi nie być do szkoły śpieszno hę?- spytałam podnosząc do góry prawą brew.
-Po pierwsze: Craver, ty i szkoła? Po drugie: do szkoły bez makijażu nie chodzisz. Po trzecie: ten obóz koncentracyjny jest w przeciwna stronę.- powiedział rozbawiony. No zaprzeczyła bym tym dwóm pierwszym, ale trzeci mnie zmiażdżył.
-Idę do znajomej.- skłamałam podnosząc z ziemi plecak.
-Czyli dzisiaj rezygnujesz ze szkoły? To może pójdziesz ze mną i moimi znajomymi na wyścig motorowy o dziewiątej?- spytał z... nadzieją?
-Ymmm... nie lubię motorów.- to kłamstwo aż zabolało.
-Aaa... to może pouczyła byś mnie z biologii, tak zamiast dzisiejszych lekcji?- spytał przygryzając dolną wargę, aż miałam ochotę się zgodzić.
-Ash naprawdę dzisiaj nie mogę, muszę iść do tej znajomej, a ty na pewno jesteś już umówiony ze znajomymi na ten wyścig.- powiedziałam z bólem w głosie.
-Eh... no okej, może kiedy indziej?- spytał już mniej entuzjastycznie. Mi się zdaję czy mu na prawdę jest... przykro że mu odmówiłam?
-Z przyjemnością, ale teraz na prawdę muszę już iść. Pa Ashton.- powiedziałam ominąwszy go.
-Raczej do zobaczenia.- poprawił z uśmiechem, który ja odwzajemniłam. Spojrzałam na wyświetlacz komórki w celu sprawdzenia godziny, gadałam z Irwinem 15 minut! Znów puściłam się biegiem, tym razem nikt nie stanął mi na przeszkodzie.

This is so that we know two people with one to make friends, and the other fall in love, 
and what if it turns out that both people are one and the same ...?


-Musimy tam iść?- po raz chyba setny narzekała Perry.
-Jak nie chcesz to nie idź, nikt za tobą płakać nie będzie.- powiedziałem już lekko poddenerwowany.
-Ashton, trochę szacunku.- szturchnął mnie w ramię Luke. Wywróciłem oczyma i powróciłem do ilustrowania jakże ciekawego chodnika po którym szedłem. Myślałem o niej, czemu skłamała? Przecież dobrze wiem że motory to jej pasja, dlatego byłem pewny że się zgodzi. Może po prostu mnie nie lubi, nigdy nie próbowała zacząć rozmowy, nawet jak usiadła obok mnie to zaraz uciekła, eh... chyba po prostu nie jest mi pisana.
-Ash, co się dzieje? Idziemy na wyścig którym jarałeś się od dobrych dwóch tygodni, a ty idziesz jak na pogrzeb.- powiedział Calum kładąc mi rękę na ramieniu tym samym wyrywając z zamyślenia.
-Wszystko dobrze, zdaje ci się.- odpowiedziałem rzucając mu słaby uśmiech, chyba wiedział że nic więcej ode mnie teraz nie wyciągnie, odwzajemnił uśmiech i wrócił do Leigh-Anne.
Zajęliśmy swoje miejsca na widowni akurat kiedy zawodnicy startowali.
-I tak oto zaczął się wyścig rozpoczynający nowy sezon!- zaczął komentator, co roku, dokładnie 21 marca pierwszego dnia wiosny rozpoczyna się 'sezon motorowy'.
-Na prowadzeniu, niepokonany od lat Matthew Wood! Ależ proszę państwa, czyżby nasz nowicjusz chciał pokrzyżować plany naszej gwieździe?! Tak! Nowicjusz, do tego najmłodszy z zawodników tego sezonu, Taylor Black na prowadzeniu!!!- krzyczał komentator. Zacząłem uważniej przyglądać się nowemu chłopakowi o nazwisku Black. Jechał z niesamowitą prędkością z depczącym mu po piętach Wood'em, jego czarny strój i ciemny, wpadający w fiolet ścigacz śmigał przed moimi oczami coraz bardziej mnie zaczarowując. Wyścig zbliżał się ku końcowi.
-Czyżby Black chciał rozpocząć sezon swoją wygraną?! Zaraz się okaże! Jeszcze chwila i... Pierwszy wyścig w tym sezonie wygrywa Taylor Black!!!- krzyknął kiedy chłopak przejechał przez metę. Organizatorzy, inni zawodnicy i inni tym podobni mało ważni (bynajmniej dla mnie) ludzie, zaczęli zbierać się wkoło zwycięzcy. Wychyliłem się nieco przez barierkę, by lepiej przyjrzeć się ściągającemu kask chłopakowi. Spod nakrycia głowy wypadły jasne brąz, odkrywające jedynie płatki uszu włosy, od lśniących, szarawo-błękitnych oczu biła niezwykła radość i duma, nie wspominając o szerokim uśmiechu, miał trochę dziewczęcą urodę, ale wiele dziewczyn już piszczało jak oszalałe, o dziwo nawet Perry (jakiś w tym stylu [LINK]). Jak już minęło to całe gratulowanie, nagrody, oświadczenie że Black i jakieś inne psychole przeszły do następnego etapu, organizatorzy i tym podobni gdzieś zniknęli, zawodnicy rozeszli się do swoich 'przyczep', a ja jak oparzony pobiegłem za Black'em, zgubiłem go w tłumie, więc dobre dwadzieścia minut szukałem jego przyczepy z pomocą wskazówek ochroniarzy, kiedy w końcu dotarłem do mojego celu mało nie zszedłem na zawał jak zobaczyłem ilość dziewczyn oblegających przyczepę. Jakimś cudem przedarłem się przez ten rozwrzeszczany tłum i przez zbyt mocne naciśnięcie na drzwi wpadłem prosto do środka przyczepy lądując na podłodze.
-Nie musiałeś rozwalać zamka, wystarczyło zapukać.- zaśmiał się lekko dziewczęcy głos, podniosłem głowę do góry i ujrzałem chłopaka w czarnym, motocyklowym stroju, wyciągającego do mnie rękę, ująłem ją, a ten pomógł mi wstać. Po czym zamknął za mną drzwi, chwilę po majstrował przy zamku i go zamknął.
-Wystraszyłeś mnie, myślałem że to znów Wood.- powiedział wywracając oczyma.
-Znów?- spytałem podnosząc do góry prawą brew.
-Ta, jakieś 10 minut temu przylazł tu i groził że mam przegrać następny wyścig, bo pożałuje i bla, bla, bla, kije, mije, dzikie węże.- odparł z obojętnością.
-Nie obraź się, ale masz trochę dziewczęcy głos, no i trochę urodę.- powiedziałem zakłopotany, ta jego 'dziewczęcość' nie dawała mi spokoju.
-Nawet w wieku 18 lat można mieć mutację, a co do wyglądu, jednych obdarowali męskością, a innych słodkością.- powiedział zalotnie trzepocząc rzęsami na co się zaśmiałem.
-Rozumiem że ty należysz do tych słodkich.- powiedziałem z uśmiechem.
-No ba.- zaśmiał się. -Co cię do mnie sprowadza?- spytał opierając się o swój motor.
-Po pierwsze: chcę ci pogratulować świetnego wyścigu, gdybym nie wiedział to w życiu bym nie powiedział że jesteś nowicjuszem. Po drugie: nie umiem przyswoić sobie że jesteś starszy ode mnie. Po trzecie: sprowadza mnie tu twój motor, który aż się prosi bym skołował sobie taki sam.- powiedziałem przyglądając się jego cudeńku. Black się zaśmiał.
-Po pierwsze: dzięki. Po drugie: ty jesteś młodszy ode mnie?! Po trzecie: mogę ci takiego załatwić.- odpowiedział szeroko się szczerząc.
-Serio?! Załatwisz mi takiego?!- krzyknąłem podekscytowany.
-Jasne, tylko przestań krzyczeć.- zaśmiał się. W tej chwili zadzwonił mój telefon. Dzwonił Luke.
-Co?
-Ash, gdzie jesteś?
-A co?
-Bo idziemy do MSC, idziesz z nami?
-No spoko, to spotkamy się na miejscu, a mogę kogoś przyprowadzić?
-Kogo?
-Znajomego.
-No okej.
-I zamówcie mi teko szejka co zawsze, a i poczekaj chwilę.
-Chciałbyś skoczyć ze mną i moimi znajomymi na szejka?- spytałem zakrywając dłonią telefon.
-Spoko i tak nie mam planów.- uśmiechnął się.
-Super, jakiego chcesz szejka?- spytałem.
-Czekoladowo-bananowego.- odpowiedział.
-No to dwa szejki te co zawszę.
-Okej, dwa czekolada-banan, to czekamy.
Rozłączył się.
-To poczekaj na zewnątrz, ja się przebiorę i zaraz do ciebie przyjdę.- powiedział Black wyciągając z torby ciuchy. Pokiwałem głową na znak że zrozumiałem i wyszedłem na zewnątrz.

It's quiet acceptance makes us wish for many things, 
one of the most frequent is to pretend someone from whom we differ radically ...

No pięknie Tay! Właśnie wkręciłaś się w odgrywanie cudownego księcia na motorze, przed klasową elitą! Gdzie ty masz rozum?! IDIOTKA! Lecz chyba lepiej by było ująć 'IDIOTA'... Szybko zdjęłam strój i włożyłam na siebie wcześniej spakowanie dżinsy i t-shirt, do tego fioletowa bluza i białe supry, mam nadzieję że Ashton nie skapnie się że to ta sama bluza i buty, które dzisiaj rano miałam na sobie jako Craver.
-Już jestem.- powiedziałam wyskakując z przyczepy.
-No to idziemy.- powiedział Ash pokierował się w stronę wyjścia.
-Tylko uprzedzam że jeden z moich znajomych ma taką dziewczynę że... no widzisz i nie grzmisz. Może być trochę nieprzyjemna- skrzywił się na wspomnienie o dziewczynie, jak się domyślam chodziło mu o Perry.
-Grzmi, ale plastik nie przewodzi prądu.- powiedziałam.
-Dokładnie.- zaśmiał się. I tak gadaliśmy o różnych duperelach aż doszliśmy pod MSC, mimowolnie skrzywiłam się kiedy za szybą zobaczyłam Perry w dżinsowej miniówce, białym, skąpym sweterku i tego samego koloru botkach, nie licząc kryształkowych paznokci i kopertówki nie maiła na sobie nic różowego, szok, jakieś święto?
-Nie patrz się tak, wiem że jest okropna, ale jak zobaczy że się gapisz to pomyśli że ci zależy.- szturchnął mnie Ashton.
-Ta... ja wolę dziewczyny które nie nadają się jedynie do recyklingu.- skrzywiłam się. Ash się zaśmiał. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się do stolika gdzie siedzieli znajomi Irwina.
-Hej to jest Taylor Black, Taylor to jest Leight-Anne, Calum, Luke, Michael i George.- przedstawił pokazując na każdego z osobna.
-Ekhem... chyba kogoś pominąłeś.- upomniała się Perry.
-Nie, nikogo wartego uwagi nie pominąłem.- powiedział siadając obok Luka.
-Owszem, siebie pominąłeś.- powiedziałam przypomniawszy że on mi się jeszcze nie przedstawił.
-Eh... skleroza. Ashton jestem.- wyszczerzył się ukazując dołeczki w policzkach. Zajęłam miejsce koło Leigh, a Ash podsunął mi szejka.
-To ty dzisiaj wygrałeś wyścig prawda?- spytał George.
-Tak, zgadza się.- powiedziałam upijając łyk zimnego napoju.
-Gratulacje, stary jesteś wielki.- trącił mnie ręką Calum. Uśmiechnęłam się szeroko i ukradkiem spojrzałam na przyglądającego mi się z wielkim uśmiechem Asha, chyba spaliłam buraka.
-Tak to było świetne jak tak wywijałeś na tym yyy... no torze, jak zawodowiec.- wypiszczała Edwards chichocząc na końcu. -A tak w ogóle to jestem Perry, Ashton nigdy nie raczy przedstawić tych najbardziej godnych uwagi, sam myśli że jest pępkiem świata.- dodała patrząc morderczym wzrokiem na Irwina.
-Młoda przestań farbować włosy, może jakimś cudem zdołasz ocalić, być może jeszcze istniejące resztki rozumu, najwyraźniej ta farba mocno wpływa na jego braki.- powiedziałam ponownie upijając szejka. Perry i Luke spojrzeli na mnie  morderczym wzrokiem, a cała reszta po porostu zaczęła się śmiać. Siedzieliśmy tam dobre dwie godziny, rozmawiając o szkole, o motorach, nabijając się z niskiego intelektu Perry itp.
-Black gdzie idziesz?- spytał mnie Ashton kiedy już mieliśmy się rozchodzić.
-Jeszcze kopsnę się na przyczepę, muszę wziąć torbę ze strojem i kask.- odpowiedziałam.
-To cię odprowadzę.- oznajmił z uśmiechem, odpowiedziałam tym samym.
-I jak ci się widzi moja paczka?- spytał zabawnie poruszając brwiami, kiedy już oddaliliśmy się od reszty.
-Wszyscy są super, oprócz Perry.- odpowiedziałam. -Tylko zastanawiam się czemu ty nie masz dziewczyny.- powiedziałam kątem oka spoglądając na Irwina.
-Dziewczyna która mi się podoba nie należy do naszej grupy, po za tym ona chyba mnie nie lubi.- powiedział spuszczając głowę w dół.
-Opowiedz mi o niej.- poprosiłam trącając go ramieniem.
-Jest śliczna, prawie mojego wzrostu, ma śliczne jasnozielone oczy, brązowe krótkie włosy, piękny uśmiech, delikatną figurę, no i jest bardzo mądra, świetnie się uczy, uwielbia motory, chciałem się jakoś do niej zbliżyć, więc pogadałem z wiewiórą i odstawiliśmy teatrzyk z którego wyszło że ta dziewczyna będzie mnie douczała z biologi. Dzisiaj chciałem by poszła ze mną na ten wyścig, ale odmówiła, skłamała że nie interesują jej motory, a kiedy zaproponowałem olanie dzisiejszych lekcji, wyścigu i w zamian zaproponowałem by mnie pouczyła z biologi to wymigała się wyjściem do znajomej. A wiesz co jest w tym najśmieszniejsze?- spytał. Spojrzałam na niego pytająco.
-Ze ona też ma na imię Taylor.- spojrzał na mnie i się zaśmiał, musiałam mieć na prawdę komiczną minę. O mamo Ashton Irwin mnie lubi... oddychaj!
-Dobra już jesteśmy, to do zobaczenia Black.- powiedział Ashton i zaczął się oddalać.
-Do zobaczenia.- rzuciłam. Weszłam do przyczepy, przebrałam się znów w poranne ciuchy, zdjęłam perukę, soczewki i upewniwszy się że niema nikogo niepożądanego w zasięgu wzroku wyszłam z przyczepy i pokierowałam się do domu.
Weszłam do domu niechcący trzaskając drzwiami.
-Tay to ty?- krzyknęła z salonu mamu.
-Tak.- odpowiedziałam ściągając buty. Do przedpokoju weszła mamu i wyciągnęła do mnie rękę trzymającą telefon.
-Do ciebie.- powiedziała chytrze się uśmiechając, no to chyba dzwonił ktoś płci męskiej.
-Tak?
-Hej Tay, tu Ashton.
-No hej.
-Mogłabyś mnie jutro poduczyć z biologi? Wiem że jutro sobota, jak masz jakieś plany, albo najzwyczajniej nie masz ochoty to zrozumiem.
-Z przyjemnością jutro cię poduczę.
-Naprawdę?! Super, to przyjdę do ciebie o 14:00, do jutra Taylor.
-Do jutra Ash.
Rozłączył się. Kiedy skończyłam rozmowę w przedpokoju znajdowały się już obie kobiety.
-Co?- spytałam patrząc na ich głupie uśmieszki.
-Taylor ma chłopaka, Taylor ma chłopaka...- zaczęły śpiewać.
-Z kim ja mieszkam.- powiedziałam i oddając im telefon poszłam na górę. Położyłam się na łóżko i patrząc w sufit analizowałam cały dzień. Wygrałam wyścig, wszyscy uwierzyli w moją grę aktorską, nieźle zjechałam Perry, Ash mnie lubi i chce się spotkać w sobotę by się pouczyć, NAJLEPSZY DZIEŃ W ŻYCIU! Chyba zraz to sobie w kalendarzu zapiszę. Przez resztę dnia praktycznie nic nie robiłam, jedyne to zajrzałam do książki od biologi, by wiedzieć z czego jutro pouczyć Irwina. Zasnęłam znów wspominając ten cudowny dzień...

niedziela, 13 maja 2012

Prologue


The beginnings are difficult, 
but only in the expansion will learn what life is...

Ziewnęła przeciągle i spojrzała na zegarek który wskazywał godzinę 7:24, za 36 minut powinna być w szkole. Zdążę, pomyślała i znów schowała rozczochraną czuprynę pod kołdrę.
-Tay, wstawaj bo się spóźnisz!- te krzyki postanowiły że wstała i od niechcenia udała się do łazienki. Wykonała podstawowe czynności, czyli: umycie zębów, pudrowanie twarzy, namalowanie na powiece czarnej kreski, wytuszowanie rzęs, maźnięcie ust bezbarwnym błyszczykiem i przeczesanie palcami włosów. Wyszła z łazienki w samej bieliźnie i w drodze na drugi koniec pokoju w którym znajdował się plecak po który dążyła, założyła szare rurki i jeszcze bardziej czochrając włosy przełożyła przez głowę szeroką, czarną bluzę z kapturem i za długimi rękawami. Chwyciła plecak, zarzuciła na lewe ramię i wyszła z pokoju zabierając jeszcze telefon i słuchawki. Zbiegła na dół po schodach, przelotnie pocałowała obie mamy w policzki i wbiegła do przedpokoju, jeszcze chwilę stała przed dwoma parami butów zastanawiając się które wybrać. Założyła czarne supry i wyszła z domu. Po jakimś czasie dotarła do szkoły z opustoszałymi korytarzami, znów się spóźniła.

Someone gave us the gift of life, 
now you need to use this gift of dignity...

Wyłączając muzykę w telefonie spojrzałam przelotnie na godzinę, 15 minut spóźnienia, jak na mnie to nie tak dużo. Wyjęłam z uszu słuchawki, wrzuciłam je do kieszeni mojej obszernej bluzy i pobiegłam w stronę klasy w której odbywała się moja pierwsza lekcja. Stanęłam przed klasą chemiczną i wzięłam głęboki oddech.
-Dzień doberek prze pani i przepraszam za spóźnienie.- powiedziałam wbiegając do klasy, z hukiem rzucając plecak na ostatnią ławkę z tyłu pod oknem,w tym samym czasie opadając na krzesło i głupio szczerząc się do chemicy.
-Panno Craver, cóż to za święto że raczyłaś nas zaszczycić swą obecnością tak wcześnie? To może by uczcić te jakże rzadkie zdarzenie rozwiążesz nam zadanie na tablicy, na ocenę oczywiście.- powiedziała obnażając swe zniszczone paleniem zęby i kukając na mnie znad brązowych oprawek wzrokiem w stylu "gdyby wzrok zabijał".
-Och skoro pani nalega.- powiedziałam i z równie wielkim jak i sztucznym bananem na twarzy podeszłam pod tablicę.
-Oblicz, ile gramów tlenku magnezu wzięło udział w reakcji z kwasem azotowym(V), jeśli powstało 29,6 g azotanu(V) magnezu Mg(NO3)2.- podyktowała zadanie. Wzięłam kredę do ręki i w niecałe 3 minuty na tablicy biało na czarnym widniało idealnie rozwiązane równanie.
-Mogła się pani wysilić na coś trudniejszego.- zaśmiałam się.
-Co ty robisz że cały dzień nie ma cię w domu, spóźniasz się na lekcję, a nie mogę cie oblać?- spytała rozgniewana.
-Heh wie pani, moje mamy musiały wybrać geny dość inteligentnego faceta.- bo raczej tej świetności w nauce po mamach nie odziedziczyłam. Wyszczerzyłam się chamsko do nauczycielki. W klasie było słychać cichy śmiech.
-Cisza! Siadaj Craver, szóstka.- powiedziała z grymasem i mało nie łamiąc długopisu wpisała mi należytą ocenę. Odłożyłam kredę, a raczej tak nią cisnęłam w pudełko że wszystkie kredy znalazły się na podłodze.
-Dyżurna, do roboty.- zwróciłam się do Perry której dyżur przypadał w tym tygodniu.
-Chyba sobie ze mnie kpisz, ty zwaliłaś, ty sprzątaj, poza tym moje paznokcie są zbyt cenne.- powiedział wymachując tipsami obklejonymi różowymi kryształkami, boże że też takie coś jest legalne, jak z takim czymś majstrować przy motorze, albo choćby nawet grać na gitarze, perkusji czy rysować?!
-Edwards nie pyskuj, tylko rób co do ciebie należy!- krzyknęła chemica, no zaczynam lubić tą starą babę. Perry wstała i podeszła pod tablicę, parę milimetrów przede mną.
-Będziesz mi za nie płacić.- syknęła mi w twarz podsuwając mi pod nos te różowe szpony.
-Możesz pomyśleć o recyklingu tworzyw sztucznych, tylko tam nadają się te paskuctwa, w sumie cała się tam nadajesz, wiesz ile byś zrobiła dobrego dla świata oddając siebie do tego recyklingu?- uśmiechnęłam się do niej sztucznie.
-Tworzywa sztuczne, i kto to mówi? Sztuczny zapłodnieniec.- odparła ze zwycięskim uśmieszkiem i miała rację, zwyciężyła tą wymianę słów, nigdy nie nauczę się odpowiadać na pretekst tego że 'powstałam' ze sztucznego zapłodnienia.
-Jesteś bardziej płytka niż wyglądasz.- powiedziałam z obrzydzeniem i wróciłam na swoje miejsce. Rozsiadłam się w niewygodnym krzesełku i spojrzałam na naszą pink princess zbierającą trzy centymetrowymi tipsami kredę z podłogi z wielkim grymasem na twarzy. Aż musiałam zrobić zdjęcie, haha chyba je sobie na tapetę ustawię. Kiedy przestałam się już jarać blond królewną rozejrzałam się po klasie. Pierwsze miejsca w środkowym rzędzie i pod oknem siedzą same kujony i osoby nieszczęśliwie niedowidzący, bardziej w środku siedzą 'przeciętniacy' nie warci zbytniej uwagi, a z tyłu 'skrytolenie' pełni nadziei że chemica z tej odległości nie wypatrzy ich zza grubych szkieł. Cały rząd pod ścianą zajmuje klasowa 'elita', pięciu chłopaków oczywiście gwiazdy szkolnej drużyny footballowej i dwie dziewczyny cheerleaderki. Chwilę później do ławek pod ścianą wróciła Perry, jest jedną z cheerleaderek, tak jak Leigh-Anne, obie są też rzecz jasna dziewczynami footballistów, Perry jest dziewczyną Luka, a Leigh Caluma, z trzech pozostałych tylko jeden jest wolny, bo dwóch czyli Michael i George są razem i są święcie przekonani że nikt do tej pory się nie domyślił, Michael ma szczęście że rodzice Georga wysłali go rok wcześniej do szkoły bo inaczej były by małe szanse na to żeby się poznali, bo George jest od nas rok młodszy, a ten 'wolny ptak' to Ashton, szkolne ciacho za którym ugania się pół szkoły, niestety łącznie ze mną, ale w przeciwieństwie do reszty ja nie jaram się nim na forum całej szkoły. No i ja na końcu rzędu pod oknami. Nie należę do żadnej z klasowych grup, nie czuję potrzeby należenia gdzieś, z resztą jakoś specjalnie nie tolerują ludzi pochodzących ze sztucznego zapłodnienia, w końcu jestem córką dwóch lesbijek, niech żyje in vitro!
-Craver może powiedziała byś nam o czym to tak namiętnie rozmyślasz, chyba że wolisz zrobić dwie strony zadań?- przerwała moje rozmyślenia chemica.
-Numer strony?- spytałam obojętnie.
-206 i 207.- powiedziała. Perry kpiąco się zaśmiała.
-A ty Edwards nie ciesz się tak, masz zrobić to samo.- zwróciła się do dziewczyny która od razu przestała chichotać.
-Ale za co?- spytała piskliwym głosem i z taką miną że ledwo się pod wstrzymywałam od wybuchnięcia śmiechem.
-Nie marudź tylko zamień się miejscami z Craver, chcę mieć pewność że tym razem w robieniu zadań Pinnock cię nie wyręczy.- powiedziała.
-Co?!- powiedziałyśmy jednocześnie. Jakoś mi się nie świeciło siedzenie z klasową elitą.
-To co słyszałyście, siadać tak jak mówiłam i wypełniać polecenie.- westchnęłam głośno i wygrzebałam z plecaka książkę, długopis i jakąś kartkę. Wstałam mozolnie i pokierowałam się we wskazane miejsce.
-Tylko spróbuj usiąść na moim miejscu.- zagroziła mijając mnie w połowie klasy, puściłam groźbę mimo uszu. Stanęłam przed rzędem pod ścianą i tempo się na niego gapiłam.
-Craver czemu nie siadasz?- spytała rozgniewana chemica.
-Boję się że jak usiądę na miejscu Perry to zarażę się głupotą.- odpowiedziałam patrząc ze skwaszoną miną na miejsce Edwards. Cała klasa w śmiech.
-Ona nie ma prawa mnie tak obrażać!- piszczała Perry.
-Edwards, sama przyznasz że inteligencją nie bijesz.- odparła obojętnie chemica, nie no uwielbiam tę babę! Cała klasa w jeszcze większy śmiech, nawet Luke śmiał się pod nosem.
-A ty Craver, usiądź koło... Irwina.- odpowiedział po chwili namysłu. Spojrzałam w stronę wymienionego chłopaka, spał. Westchnęłam zrezygnowana i usiadłam koło chłopaka, zerknęłam jeszcze na Perry, wycierała chusteczką moje miejsce, idiotka, wywróciłam oczyma i wzięłam się za rozwiązywanie zadań. Po niecałych piętnastu minutach zrobiłam wszystko i jeszcze przepisałam na osobną kartkę. Podniosłam wzrok znad kartki i spojrzałam na ławkę przede mną, Leigh-Anne siedziała bokiem i patrzyła na mnie z uśmiechem, potem spojrzała na miejsce obok mnie i powiększyła uśmiech, podążyłam za jej wzrokiem i napotkałam patrzącego na mnie Ashtona, mogę się założyć że spaliłam buraka.
-Już sobie idę.- powiedziałam i wyszłam z ławki zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, niby umiałam bym zbluzgać Perry jakby siedziała obok mnie, ale nie umiem obrazić kogoś kogo 'bardzo' lubię. Podeszłam do biurka chemicy i położyłam kartkę na dziennik w którym akurat coś pisała, nawet nie sprawdzając wpisała mi szóstkę, chyba się przyzwyczaiła do tego że ja zawsze mam wszystko dobrze. Poszłam do mojego miejsca, stanęłam przed ławką, włożyłam książkę i długopis do plecaka w międzyczasie podrzucając Perry kartkę z rozwiązanymi zadaniami. Skierowałam się na tył klasy i usiadłam na parapecie czekając aż Edwards zwolni moje miejsce. Po jakiś 5 minutach Perry zaniosła chemicy kartkę z zadaniami, chemica dobre trzy razy sprawdzała wszystkie zadania.
-No może jednak nie jesteś taka pusta.- zwróciła się do Perry i wstawiła jej ocenę.
-Ta jasne...- mruknęłam pod nosem. Perry zadowolona odeszła od biurka i podeszła do mnie.
-Tylko teraz nie myśl sobie że jak mi pomogłaś to będziesz jakoś inaczej traktowana, zawsze będziesz zerem in vitro.- powiedziała i zarzucając różowymi włosami wróciła do miejsca koło Luka. Ta ona to lubi nazywać mnie sposobem w jaki powstałam. Zarzuciłam plecak na lewe ramię i chciałam znów usiąść na parapet, ale akurat zadzwonił dzwonek. Wybiegłam z klasy jako pierwsza wkładając do uszu słuchawki. Wbiegłam na drugie piętro i rzuciłam plecak pod ścianę za którą znajdowała się sala biologiczna. Oparłam się ścianę i zsunęłam się po niej siadając na plecak, naciągnęłam rękawy na dłonie i wyjęłam z kieszeni telefon, przesuwałam chwilę palcem po ekranie aż nasunęła mi się piosenka Hot Right Now- DJ Fresh ft. Rita Ora którą włączyłam, po pięciu minutach rozbrzmiał dzwonek na lekcję. Wstałam wzięłam plecak i wyciągając z uszu słuchawki weszłam do klasy, na każdej lekcji wszyscy siedzą na tych samych miejscach. Przywitaliśmy się z nauczycielką i usiedliśmy na miejsca. Wiewióra, bo tak nazwaliśmy naszą rudą nauczycielkę od biologii, zaczęła przekładać kartki w dzienniku w poszukiwaniu kogoś do co lekcyjnej odpowiedzi. W całej klasie było słychać ciche modły typu "tylko nie ja".
-Ashton Irwin.- wyczytała i skierowała jasnobrązowe tęczówki w stronę swej ofiary. Ash mozolnie wygrzebał się z ławki i podszedł do biurka wiewióry. Z początku wsłuchiwałam się w pytania które zadawała Irwinowi wiewióra, były one banalnie proste, bynajmniej dla mnie, czego nie można powiedzieć o Ashtonie, który nie umiał odpowiedzieć na żadne dotychczas podane pytanie, po jakimś czasem odpłynęłam rysując na skrawku papieru piękne, brązowe oczy Ashtona.
-Tak Craver?- wyrwała mnie z transu wiewióra.
-Yyy... ale co?- spytałam zdezorientowana całą sytuacją.
-Irwin kompletnie nic nie umie z biologii, ty jesteś najlepsza z klasy jeśli chodzi o ten przedmiot, chcę byś go pouczyła po szkole, oczywiście dostaniesz dodatkową ocenę z biologii i podwyższy ci to ocenę z zachowania.- powiedziała. Trochę zdziwiona spojrzałam na Ashtona, uśmiechnął się do mnie nieśmiało, równie nieśmiało odwzajemniłam gest i pokiwałam nauczycielce przytakująco głową na znak że się zgadzam. Po lekcji wiewióra zawołała mnie do siebie, poczekała aż wszyscy wyjdą i zaczęła rozmowę.
-Ashton się ucieszył że przyjęłaś moją propozycję.- powiedziała z tajemniczym uśmieszkiem na co ja mało nie zadławiłam się jabłkiem które akurat konsumowałam.
-Chyba nie rozumiem.- odparłam głupio.
-Przed lekcją poprosił mnie bym wzięła go do odpowiedzi, miał wszystko zawalić tylko po to by mieć pretekst spotkania się z tobą, czyli dodatkowe lekcje które wam przydzieliłam, w sumie i tak mu się przydadzą.- ostatnie słowa wypowiedziała zaglądając w dziennik. -Ten chłopiec ma się ku tobie.- dodała z uśmiechem, a mi jabłko z ręki wypadło, że niby ja, powtarzam JA miałabym podobać się Irwinowi, Ashtonowi Irwinowi?! Bez słowa wyszłam z klasy, zapominając nawet o porzuconym na klasowej podłodze nadgryzionym jabłku.
Reszta lekcji minęła bez zbytnich atrakcji, no może nie licząc ostatniej lekcji w-fu kiedy to podczas gry w siatkę Perry złamała trzy tipsy na raz, mało nie zaniosła się szlochem, na co ja dosłownie turlałam się ze śmiechu po boisku. Po powrocie do domu myślałam tylko o jednym, o moim wielkim dniu który miał nastąpić już jutro. Jeszcze przed snem otworzyłam moją szafę i z jej głębi wygrzebałam cudo krawiectwa schowane w czarnym pudełku, wyjęłam je i poczułam już chyba tysięczną dzisiaj potrzebę ponownego przymierzenia go. Jak chciałam tak zrobiłam, zdjęłam bluzkę, następnie stanik, zawinęłam piersi ciasno bandażem, chyba po raz pierwszy cieszyłam się że nie są takie duże, jeszcze szybko upewniłam się czy drzwi od pokoju są zamknięte, kiedy już to zrobiłam to włożyłam na siebie to cudo. Podeszłam do mojego wielkiego lustra i obróciłam się wokół własnej osi, myślałam że zaraz popłaczę się ze szczęścia. Ogarnij się Tay, chłopaki nie płaczą...